Podczas niedawnego Rajdu Niemiec zadebiutowała nowa odmiana znanego już czytelnikom Gazeo.pl Volkswagena Scirocco R napędzanego gazem ziemnym. Zmiana „środowiska” z zamkniętej asfaltowej pętli na szutrową trasę odcinków specjalnych nie zdeprymowała samochodów, które w rękach doświadczonych Carlosa Sainza i Nassera Al-Attiyah żwawo pomknęły do mety.
Start zasilanych CNG coupe, choć udany, był przedsięwzięciem czysto marketingowym. Auta prowadzone przez Sainza (zwycięzcę Dakaru i dwukrotnego rajdowego mistrza świata) oraz jego pochodzącego z Kataru kolegę (na co dzień zasiadającego za kierownicą Race Touarega w rajdach terenowych) otwierały jedynie trasę i zostały wyłączone spod klasyfikacji, a celem ich wystawienia była promocja pucharu Scirocco Cup oraz podniesienie świadomości ekologicznej wśród kibiców niemieckiej rundy RSMŚ. Tak przynajmniej twierdzą oficjalnie przedstawiciele wolfsburskiego koncernu, ale kto wie, czy „po cichu” nie szykują się do podboju „oesów”. Tym bardziej, że wkrótce przepisy kategorii WRC zmienią się na korzyść pojazdów bardziej ekologicznych...
Spalające biogaz „wyścigówki” specjalnie przystosowano do startu w innych niż zazwyczaj warunkach. Pomijamy tak oczywiste modyfikacje jak zmienione zawieszenie i ogumienie na rzecz odnotowania godnego uwagi faktu, że inżynierowie wycisnęli jeszcze więcej mocy z dwulitrowych silników TSI. Zamiast seryjnych 220, jednostki rozwijają teraz bardzo solidne 275 KM, co dziwi o tyle, że wysoka moc (odpowiedzialna za prędkość maksymalną) przydaje się bardziej na długich prostych niż krętych trasach rajdowych. Oczywiście możemy się mylić i na pewno jest w tym głębszy sens, którego jednak Volkswagen nie ujawnia. Podobnie jak czasu przejazdu w porównaniu z innymi startującymi modelami. A szkoda, bo w ten sposób byłoby widać drzemiący w Scirocco R potencjał. Czyżby Volkswagen nie chciał przedwcześnie odkrywać kart?
Trudno zgadywać. Podkreślano natomiast mocno ekologiczne walory gazowego Scirocco, które dzięki użyciu metanu wyprodukowanego ze źródeł odnawialnych (czyli w cyklu well-to-wheel, a nie tylko podczas pomiaru przy rurze wydechowej) emituje aż o 80% dwutlenku węgla mniej niż standardowe warianty benzynowe. Gdyby na trasy rajdów wyjechało więcej takich pojazdów, seria WRC miałaby zapewnioną przyszłość pomimo zaostrzających się wymogów w zakresie ochrony środowiska, a oglądanie zmagań mistrzów kierownicy nie stałoby się przyjemnością z gatunku tych zakazanych, budzących poczucie winy i wyrzuty sumienia. Coraz liczniejsze przykłady pokazują, że „gazyfikacja” rajdówek nie odbiera im apetytu na szybką jazdę i zwyciężanie (wie o tym choćby nasz „stary znajomy” Manfred Stohl), a więc pojawienie się kolejnych modeli wydaje się jedynie kwestią czasu. Czekamy i z góry zaciskamy kciuki!