Największym rywalem napędzanego biogazem wyścigowego Volkswagena Scirocco jest prawdopodobnie on sam! Samochód nie odniósł chyba jeszcze takiego sukcesu, którego sam by w krótkim czasie nie zdyskontował. Podczas 39. edycji 24-godzinnego wyścigu na torze Nürburgring, niebieskie „Wolfsburgi” znowu popędziły kota rywalom, zdobywając czołowe pozycje w swojej klasie, a także zajmując przyzwoite lokaty w „generalce”.
Na 330-konne Scirocco, na co dzień startujące - w nieco słabszej odmianie - w pucharze markowym, którego klasyfikacji przewodzi aktualnie nasz rodak Mateusz Lisowski, po prostu nie ma mocnych. Zmagania rywali już po raz drugi ograniczają się w zasadzie do walki o nagrodę pocieszenia, czyli trzecie miejsce. Dobrze, że Volkswagen nie wystawił na starcie „Zielonego Piekła” (północnej pętli ’Ringu) trzech aut, bo wtedy na podium mogłoby zabraknąć miejsca dla kogokolwiek innego. Serdecznie gratulujemy!
Oczywiście niemały udział w triumfie mieli kierowcy prowadzący „Rocco” do zwycięstwa. Za kółkiem zwycięskiego egzemplarza, oznaczonego numerem startowym 117, zasiadły bowiem tuzy sportów motorowych: zwycięzcy Dakaru Carlos Sainz, Nasser Al-Attiyah i Giniel de Villiers oraz legenda wyścigów samochodów turystycznych, Klaus Niedzwiedz. Wytrawni i zaprawieni w bojach mistrzowie dowieźli auto na 27. pozycji w klasyfikacji ogólnej, czyli o 10 lokat niżej, niż uplasował się pierwszy GT24-CNG rok wcześniej, ale i tak bardzo wysoko. Żaden to
zresztą wstyd, bo przecież wiele samochodów startujących na Nordschleife z definicji potrafi więcej niż Scirocco.
Jeżeli ma to jakiekolwiek znaczenie poza statystycznym, dodajmy, że drugie Scirocco (z numerem 116) przekroczyło linię mety nie tylko jako 2. w swojej kategorii, ale też 46. w ogóle. To zaś oznacza postęp w porównaniu z wyścigiem ubiegłorocznym - wtedy drugi VW zakończył zmagania dopiero jako 101. w „generalce”. Niedzwiedz, który miał okazję zasiadać za kierownicami obydwu aut w edycji
2011, przyłapał się na tym, że starał się rywalizować sam ze sobą za każdym razem, gdy zmieniał samochód. Być może w tym leży przynajmniej część sukcesu ekipy z Wolfsburga? Pomógł na pewno i fakt, że Sainz i tor Nürburgring, spotykający się po raz trzeci, wreszcie się w sobie - jak to określił utytułowany Hiszpan - „zakochali”, co na pewno ułatwiło zadanie doświadczonemu ścigantowi. Życzymy wiele powodzenia w następnych latach - tak Volkswagenowi, jak i jego rywalom. Wszak wyścigi bez ducha współzawodnictwa, odbywające się na zasadzie meczu do jednej bramki, szybko przestają być pasjonujące.