Wawa Taxi powstało w latach 90. Założyciel, Arkadiusz Wieczorek, od początku myślał o tym, żeby wszystkie samochody zrzeszone w korporacji były takie same, jak w wielu miastach Europy i świata. Sęk w tym, że polskich taksówkarzy bardzo trudno w tym względzie zdyscyplinować - kupują takie samochody, jakie uważają za dobre dla siebie, a nie dla pasażerów i firmy. Kosztownym, lecz skutecznym rozwiązaniem okazało się kupowanie aut „odgórnie” i zatrudnianie kierowców, którzy będą nimi tylko jeździć, a nabyć mogą dopiero wtedy, gdy te „odsłużą” swoje.
Koszt montażu CNG w Seacie Altei XL - bo takie właśnie auta jeżdżą po stolicy w barwach Wawa Taxi - to ok. 7-8 tys. zł. Stosunkowo dużo, ale rok intensywnej miejskiej eksploatacji wystarcza na jego całkowitą amortyzację. Potem zaczynają się czyste oszczędności, o których rozmiarze dobre wyobrażenie daje świadomość tego, ile samochodów „zatrudnia” firma - jest ich w tej chwili 100 (plus ok. 80 zasilanych innymi paliwami). Dzięki niskiej cenie sprężonego gazu i umiarkowanemu spalaniu - w granicach 9 m3/100 km, Altee same na siebie zarabiają i pozwalają na regularne unowocześnianie taboru.
Można się zastanawiać, czy takie oszczędzanie to gra warta świeczki, skoro w całej Warszawie działa tylko jedna stacja tankowania sprężonym gazem, w dodatku położona na drugim brzegu Wisły i otwarta w godzinach 6-22, a nie przez całą dobę.
Nie dość więc, że po paliwo trzeba się najeździć, to jeszcze ryzykuje się stanie w ogromnych kolejkach, złożonych z „kolegów z pracy”. Codzienne wizyty są zaś nieodzowne, bo Seaty „wołają jeść” co ok. 200 km w warunkach miejskich. Rozwiązaniem jest dopełnianie zbiorników przy każdej nadarzającej się sposobności - gdy tylko któraś z taksówek znajdzie się w pobliżu gazowni przy Kasprzaka 25, zajeżdża pod dystrybutor i dolewa do pełna, nawet razem z klientem „na pokładzie”. To działa - piszący ten tekst sam widział, jak na warszawskiej stacji CNG co kilka minut pojawiały się czerwone Altee, czasem po dwie naraz.
Oczywiście znacznie korzystniej byłoby, gdyby miejsc, w których można zatankować gaz ziemny, było więcej, lecz tu trafiamy na dobrze znane błędne koło. Gdy Arkadiusz Wieczorek rozmawiał z przedstawicielami PGNiG o swoim pomyśle zakupu samochodów na CNG, oczywiście powiedziano mu, że powstanie nowy obiekt, niech tylko kupi te auta. Przedsiębiorca jednak wolałby, aby jego taksówki od razu miały gdzie zatrzymywać się po paliwo, a więc chciał, by najpierw zbudowano stację, by widział, że jego inwestycja ma sens. W ten sposób można by „odbijać piłeczkę” w nieskończoność. Stanęło na tym, że auta wożą pasażerów, a drugiego punktu dystrybucji gazu jak nie było, tak nie ma.
Znalezienie odpowiednich samochodów - nowych i w „hurtowych” ilościach - też nie należało do prostych. Do tej pory na polskim rynku nie oferowano żadnego samochodu z fabryczną instalacją CNG, więc trzeba było kogoś „namówić”, by wprowadził takowy do swojej oferty - to był jedyny sposób na zachowanie gwarancji producenta. Wszyscy kolejno kręcili nosami i przecząco kiwali głowami, aż w końcu importer Seata postanowił podjąć wyzwanie i udzielił „błogosławieństwa” na autoryzowany montaż. Pod maskę trafiły systemy włoskiej firmy Bigas, od tamtej pory oferowane jako wyposażenie opcjonalne do wybranych modeli hiszpańskiej marki.
Los pioniera nie jest łatwy. Zresztą nie chodzi wcale o przecieranie szlaków następcom w imię szlachetnej misji, ale po prostu o dobry interes. Oszczędność rzędu 40% jest „murowana”, a może sięgać nawet 60%. Opłaca się to bardzo, ale trzeba być naprawdę zdeterminowanym, żeby zacząć korzystać z CNG na tak dużą skalę. W Polsce praktycznie nikt kierowców i właścicieli firm do tego nie zachęca. PGNiG wydaje swój budżet przeznaczony na marketing w taki sposób, że nie widać żadnych wymiernych efektów, a rządzący zachwycają się bioetanolem, którego jeszcze nie mamy, zamiast wesprzeć gotowe rozwiązania, czekające tylko na odpowiednie wsparcie. Firmie Wawa Taxi życzymy pomyślności i wytrwałości, a mieszkańcom innych miast tego, żeby też mogli wkrótce podróżować czystymi i cichymi „taryfami”.