Kto był choć raz w Wielkiej Brytanii lub oglądał „Świętego” czy przygody Jamesa Bonda, zauważył na pewno charakterystyczne „taryfy” przemieszczające się po ulicach tamtejszych miast. Przez jakiś czas malowano je wyłącznie na czarno, natomiast od jakiegoś czasu noszą na swoich unikalnych sylwetkach kolorowe reklamy. W Niemczech nie ma jednego modelu samochodu, ale za to jest wspólny dla wszystkich, kremowy kolor („przechadzane” egzemplarze trafiają zresztą często na nasze ulice jako samochody cywilne). Podobnie jak żółty w Nowym Jorku. Nawet w Meksyku jeżdżą biało-zielone „Garbusy” bez przedniego fotela pasażera! Po co ta wyliczanka?
Ano po to, żeby pokazać, że w różnych miejscach na świecie dba się o to, żeby auta z napisem „TAXI” łatwo się wyróżniały z miejskiego gąszczu. Poza tym, Fordy Crown Victoria czy Mercedesy klasy E wyjeżdżające z fabryki z przeznaczeniem na „gablotę” mają inną specyfikację niż ich odpowiedniki dla odbiorców indywidualnych. Po prostu są przygotowane do roli, jaką mają pełnić. W Polsce natomiast taksówkarz kupuje samochód prawie zawsze pod kątem własnych potrzeb (i to wcale niekoniecznie służbowych, ale wręcz prywatnych), a nie ze względu na wymagania pasażera. Dzięki TX4 to się może zmienić, ponieważ nie jest on adaptacją zwykłego modelu osobowego, lecz modelem zbudowanym od początku do tego, żeby zarobkowo wozić nim ludzi. Taksówka ma być przede wszystkim narzędziem pracy, a nie prywatnym autem, którego „przy okazji” używa się do transportowania pasażerów.
Miejsce pracy kierowcy jest więc oddzielone od przestrzeni pasażerskiej „nożoodpornym” pleksiglasem (w górnej części) i stalową blachą (u dołu), a do dyspozycji podróżnych (maksymalnie pięciorga - w tym dwojga na składanych fotelach zamontowanych tyłem do kierunku jazdy - podczas gdy większość aut oferuje cztery miejsca). Jest indywidualny nawiew, oświetlenie kabiny i interkom do rozmów z szoferem (który inaczej nie słyszy głosów z tylnej kanapy). Poza tym mamy rampę dla wózków (dziecięcych lub inwalidzkich), łatwo dostępny bagażnik z przodu (obok kierowcy, natomiast za tylną klapą, gdzie zazwyczaj spodziewamy się „kufra”, znajduje się tzw. przestrzeń techniczna) i oczywiście najważniejsze - instalację CNG marki Bigas (z butlami ukrytymi we wspomnianej przestrzeni technicznej, dzięki czemu nie cierpi wartość użytkowa pojazdu), gwarantującą cichą i tanią eksploatację, nieosiągalną dla rządzących dotąd niepodzielnie w zachodnioeuropejskich flotach taksówkowych diesli. A wszystko to w prostym, opartym na ramowej konstrukcji opakowaniu, którego żywotność obliczono na 30 lat.
Samochód ma także cały szereg innych cech, które podkreślają jego typowo taksówkarskie przeznaczenie. Należą do nich:
- znakomita zwrotność, ułatwiająca manewrowanie w ciasnych ulicach;
- specjalne opony o głębszym bieżniku i wzmocnionym profilu do jazdy po krawężnikach;
- przykręcane poszycie nadwozia (spaw jest tylko przy łączeniu dachu);
- przełożenie skrzyni biegów o charakterystyce odpowiadającej warunkom pracy w mieście - auto nie jest szybkie, ale w miarę dynamiczne (na razie oferowana jest tylko skrzynia manualna, „automat” dołączy później);
- niewysilony, a przez to trwały silnik;
- drzwi otwierające się pod bardzo szerokim kątem (co w połączeniu z obrotowym fotelem ułatwia niepełnosprawnym zajmowanie miejsc);
- wysokie, „miastoodporne” zawieszenie;
- znaczna wysokość wnętrza, zapewniająca wsiadanie bez zbędnej „gimnastyki”;
- płaska podłoga kabiny pasażerskiej i dużo miejsca na nogi (można się rozsiąść iście po pańsku, jak w Maybachu!).
Pierwsze egzemplarze „polskich” TX4 przechodzą właśnie ostatnie badania homologacyjne (co nie jest łatwe choćby ze względu na bagażnik z przodu) i wkrótce zaczną kursować w barwach korporacji znanej już od jakiegoś czasu z używania gazu ziemnego zamiast paliw konwencjonalnych - Wawa Taxi. Seaty Altea spełniły swoje zadanie i zostały sprzedane, natomiast ich miejsce stopniowo będą zajmować TX4, wytwarzane w Chinach (dokąd przeniesiono produkcję z Wielkiej Brytanii). Swoją rolę w całej sprawie odegrał także egzotyczny emirat - Bahrajn, skąd przyszło jakiś czas temu zamówienie na 1000 egzemplarzy taksówki. Był jednak podstawowy warunek - benzynowy silnik. To otworzyło samochodom drogę do Warszawy i (poprzez konwersję na CNG) szeregów Wawy, gdzie diesle nie mają pierwszeństwa (albo i w ogóle prawa wstępu, o ile tylko można od nich uciec).
Już niedługo żółte „taryfy” rozpoczną służbę w stolicy. Siedzieliśmy w środku i możemy śmiało powiedzieć, że warto spróbować przejażdżki przy najbliższej okazji. Ilość miejsca z łatwością sprawi, że do leciwej i ciasnej Skody czy innego mocno wyeksploatowanego wehikułu już nie zechcemy wsiadać...