Koncern Volkswagen nie ma ostatnio szczęścia – najpierw zakrojona na szeroką skalę afera Dieselgate (fakt, że na własne życzenie), a teraz jeszcze to. Oczywiście w porównaniu z wielkim skandalem na tle zakłamywania wyników emisji spalin wymiana zbiorników w 30 tys. aut to właściwie błahostka, ale trzeba za to zapłacić. A zapłaci producent aut, co niestety sprawi, że i tak poważnie nadwątlony budżet przeznaczony na reklamacje jeszcze stopnieje. Grunt, że firma nie umywa rąk i podejmuje zdecydowane działania.
Przyczyną całej akcji przywoławczej jest niemożliwość przeprowadzenia standardowych przeglądów zbiorników w niektórych krajach europejskich (Volkswagen nie podaje, w których dokładnie) i związane z tym ryzyko pojawienia się korozji. Ponieważ bezpieczeństwo samochodu napędzanego sprężonym gazem ziemnym w dużej mierze zależy właśnie od stanu technicznego zbiornika, Volkswagen postanowił nie ryzykować i wymienić zbiorniki w całości.
Sprawa dotyczy wybranych egzemplarzy Passata, Tourana i Caddy, wyprodukowanych między 2006 a 2010 r. Volkswagen skontaktuje się z ich właścicielami i zaprosi ich do serwisów w dogodnym dla nich czasie. Podobną akcję przeprowadzono już w lipcu 2016 r. – zbiorniki CNG w pewnych egzemplarzach modelu Touran były narażone na nadmierną korozję, co w skrajnych przypadkach mogło doprowadzić do rozszczelnienia i wycieku gazu.