W Niemczech jest ponad 900 stacji CNG, we Włoszech ponad 1000. Mimo to mówi się, że nawet w tych krajach liczba dostępnych obiektów jest niewystarczająca, by gaz ziemny mógł naprawdę „chwycić” jako powszechnie stosowane paliwo. Co więc mamy powiedzieć my, z naszymi 25 stacjami na terenie całego kraju? Nawet w niewielkich Czechach jest ich prawie 60! I co z tego, że w 2014 r., po raz pierwszy od dawna, na mapie pojawił się wreszcie nowy obiekt (w Kaliszu), skoro jest to pierwszy taki od lat, a na 2015 r. zapowiedziano wybudowanie tylko jednej kolejnej (w Częstochowie)?
Wybaczcie pesymizm, ale żadne różowe okulary nie poprawią w naszych oczach postrzegania sytuacji CNG na polskim rynku. Przełom lat służy podsumowaniom, ale w tym przypadku nie bardzo jest co podsumowywać, bo po prostu tak niewiele się dzieje. I nie spodziewamy się, by cokolwiek drgnęło dopóty, dopóki cały rynek gazu ziemnego w Polsce pozostaje pod kontrolą jednego operatora, jakim jest Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo. CNG rozwija się tam, gdzie rynki są wolne i poszczególni dostawcy rywalizują między sobą o dostarczenie jak najlepszej usługi i o dotarcie do jak największej liczby klientów.
PGNiG tymczasem uparcie i wbrew logice mechanizmów rynkowych twierdzi, że z wielką chęcią postawi stacje, ale dopiero wtedy, kiedy polscy kierowcy zaczną kupować samochody na metan. To tak nie działa, proszę państwa. Zawsze było, jest i będzie tak, że w pierwszej kolejności powstaje infrastruktura, a dopiero wtedy nabywcy „idą na zakupy”. Nikt nie kupi samochodu po to, by wstawić go do garażu i czekać latami, aż pojawią się stacje, na których można by go tankować. Gdyby natomiast powstały, chętni do korzystania z nich na pewno by się znaleźli. Może nie od razu w takiej liczbie, że stacje przynosiłyby nie wiadomo jakie zyski, ale stopniowo wszyscy by na tym skorzystali. My to wiemy i Wy to wiecie, ale ludzie, którzy o tym decydują, najwyraźniej nie chcą przyjąć tego do wiadomości. A jeszcze inne sprawa to postępowanie naszego państwa w stosunku do CNG.
Polski rząd, jak wszyscy zainteresowani tematem sprężonego metanu jako paliwa silnikowego zapewne dobrze wiedzą, uznał, że rynek CNG miał już dostatecznie dużo czasu, by się rozwinąć, a skoro nie wykorzystał danej mu szansy, to już jego strata. W ten sposób gaz ziemny do zastosowań transportowych został obłożony akcyzą, co zniechęciło zapewne ostatnich rozważających zakup metanowego samochodu kierowców. Smutny obraz się z tego wyłania, bo wygląda na to, że jedynymi mechanizmami wsparcia w naszym kraju są kłody, których rząd z początku miłościwie nie rzuca nowym sektorom gospodarki pod nogi. Potem dochodzi zaś do wniosku, że czas taryfy ulgowej minął i upomina się o swoje, nawet jeżeli podatków właściwie nie ma od czego pobierać, bo dana branża jest nadal w powijakach.
Chcielibyśmy na koniec powiedzieć, że mimo wszystko liczymy na zmiany w dobrym kierunku, ale to byłaby z naszej strony dobroduszność granicząca z naiwnością. Póki rynek gazu ziemnego nie zostanie uwolniony, a dostawy zdywersyfikowane (w kwestii łupków dzieje się tyle, co nic, a słynny gaz z Kataru chyba złapał katar i jakoś nie może dopłynąć), przełomu się nie spodziewamy. Życzmy sobie, byśmy za rok mieli do przekazania lepsze wieści.