Optymiści i pasjonaci CNG twierdzą, że liczba pojazdów zasilanych tym paliwem wzrośnie w Europie dziesięciokrotnie (do 10-12 mln z obecnych 1,2 mln) do roku 2020. Sami producenci aut uważają, że owszem, jest to możliwe, ale pod warunkiem, że rządy udzielą rozwijającemu się rynkowi odpowiedniego wsparcia (głównie w postaci ulg podatkowych i dopłat bezpośrednich), a sieć stacji tankowania rozwinie się na tyle, by potencjalni nabywcy czuli się bezpiecznie podróżując samochodami napędzanymi gazem ziemnym.
CNG jest promowane jako przyjazny środowisku, ale i przystępny cenowo zamiennik benzyny i oleju napędowego. Według danych z września 2014 r., średnia ogólnoeuropejska cena tego paliwa wynosiła 79 eurocentów, podczas gdy „bezołowiowa” kosztowała 1,49 euro, a diesel – 1,39 euro/l. Nic więc dziwnego, że chętnych na gazowe auta przybywa, choć wciąż nie w takim tempie, żeby o metanie mówić jako o ropie naftowej jutra. Tegoroczni rynkowi nowicjusze przebijają się jednak szybko w rankingach sprzedaży, więc wedle wszelkiego prawdopodobieństwa będzie już tylko lepiej.
Wyjątkowo silny szturm na rynek przypuściła Grupa VW. W segmencie A pojawiły się „gazowane” trojaczki Up!/Citigo/Mii, sektor C wzmocniły zaś aż cztery modele: Volkswagen Golf TGI BlueMotion, Audi A3 Sportback g-tron, Seat Leon TGI i Skoda Octavia G-TEC. Pojawiły się także nowe wcielenia Mercedesów klas B i E w wersjach NGD. Dzięki temu rynek wzrósł o 7% (do poziomu 66952 egzemplarzy sprzedanych w pierwszych dziewięciu miesiącach 2014 r.), choć najlepiej sprzedającą się marką pozostaje... Fiat. Chętni na włoskie auta stanowią połowę wszystkich nabywców metanowych samochodów w Europie (33197 sprzedanych egzemplarzy), drugi w rankingu Volkswagen musi zadowolić się wynikiem o 50% słabszym (16755). Nic w tym jednak dziwnego – włoski rynek jest najsilniejszy w Europie (w czerwcu 2014 liczył 880 tys. pojazdów), podczas gdy drugi w kolejności rynek niemiecki to 95708 pojazdów. Miejsce trzecie zajmuje Szwecja z wynikiem 43796.
Włosi przodują również pod względem zakupów nowych aut na CNG – 5% sprzedawanych tam samochodów ma metanowy napęd. Nie bez znaczenia jest tu – licząca 1040 obiektów – sieć stacji tankowania, dzięki której gaz ziemny jest paliwem atrakcyjnym nie tylko dla operatorów flot komunalnych i przedsiębiorstw komunikacji miejskiej, ale też dla kierowców indywidualnych. To oni sprawiają, że najpopularniejszym metanowym modelem osobowym na Starym Kontynencie pozostaje Fiat Panda. Jego rządy pozostają przy tym niezagrożone, bowiem drugie miejsce zajmuje większy brat – Punto, tracący do lidera niemal 100% swojego wyniku. Pełną pierwszą dziesiątkę (wyniki za okres styczeń-wrzesień 2014) przedstawiamy poniżej. W nawiasach podano sprzedaż w analogicznym okresie 2013 r.
Równie mocno rozbudowana jak we Włoszech jest sieć stacji w Niemczech. Działa tam 920 obiektów, w tym 840 dostępnych publicznie i 80 wewnętrznych, prywatnych. W tej sytuacji obecność niespełna 100 tys. gazowych samochodów na drogach wydaje się tylko wprawką przed dalszym dynamicznym rozwojem. Infrastruktura to zresztą największe wyzwanie stojące na drodze do rozwoju rynku – budowa stacji CNG kosztuje trzykrotnie więcej niż stacji konwencjonalnej, a operatorzy obiektów nie pchają się ze wszystkich stron, by dodawać gaz ziemny jako opcję obok dystrybutorów benzyny, oleju napędowego i LPG.
Pomocne mogą się za to okazać dążenia wielu europejskich miast w kierunku ograniczenia użycia oleju napędowego. Romans z dieslami najwyraźniej zaczyna się wszystkim przejadać i dziś coraz częściej i głośniej mówi się o zmianie polityki fiskalnej w taki sposób, by „ropniaki” po prostu przestały się opłacać. Po gazowych śmieciarkach i autobusach przyjdzie czas na taksówki, potem zaś do CNG przekonają się nabywcy indywidualni. I choć dziś modele gazowe są droższe od odpowiedników dieslowskich (Golf TGI kosztuje w Niemczech 25400 euro, TDI – 23475 euro), o benzynowych już nie mówiąc (za Mercedesa klasy B NGD należy wyłożyć o 4000 euro więcej niż za odmianę benzynową), to się może z czasem zmienić. Poza tym, jazda na CNG generuje niższe koszty bieżące.
Producenci aut nie powinni jednak zwlekać z opracowywaniem nowych modeli napędzanych gazem ziemnym – rozwój technologiczny nie zna zmierzchu i prędzej czy później pojawią się samochody elektryczne, które będzie można naładować w 5 minut i przejechać nimi 800 km bez ponownego ładowania. Jeżeli CNG ma zawojować rynek, powinno to zrobić w miarę szybko. Czego oczywiście gorąco mu życzymy.