Tymczasem nawet duże koncerny zamykają część swoich obiektów i to bez względu na to, czy sprzedają tam LPG czy nie, a jednak nikt nie podnosi rwetesu. Czemu?
Jak podała telewizja TVN Turbo, w ostatnim czasie zlikwidowano ogółem 200 stacji, w tym 80 małych obiektów dystrybuujących wyłącznie autogaz. O schyłku benzyny czy diesla nikt jednak nie mówi i pewnie w ciągu najbliższych 40-50 lat niewiele się pod tym względem zmieni. Czasy może nie najłatwiejsze do prowadzenia interesów, ale w końcu i tak wiadomo, że nie przestaniemy jeździć samochodami, a więc „nafciarze” mogą spać spokojnie i mówienie o nieuchronnym jak podatki krachu nie ma sensu. To dlaczego mimo wszystko stacje są zamykane?
Powód jest prosty - nastąpiło pewne przesycenie i nadszedł czas, by zrobić „odsiew”. Małe stacyjki, powstałe na fali boomu nie wytrzymują naporu silniejszej, koncernowej konkurencji i „wykruszają się”, ale też te większe, ze sklepami i myjniami, okazują się czasem nietrafione pod względem lokalizacji i z powodu zbyt niskich zysków idą „w odstawkę”. Niewidzialna ręka rynku robi swoje i nie ma powodu do „biadolenia” o załamaniu. Tak się działo zawsze i dziać się będzie.
Warsztatów montujących instalacje gazowe też nie zostało już tyle, ile było jeszcze 10 lat temu, ale też przestało ich ubywać. Sektor ten ustabilizował się po serii dynamicznych wzrostów, osiągnął równowagę i trwa w najlepsze. Zadziałał tutaj ten sam mechanizm rynkowy - kiedy zapotrzebowanie było rekordowo wysokie, każdy z kawałkiem garażu i jako takim fachem w ręku brał się za montaż, a kiedy wszyscy czekający po pół roku klienci zostali wreszcie obsłużeni, w sposób naturalny swe podwoje musieli zamknąć ci, którzy nie zdołali się utrzymać. Tak samo ze stacjami - dochodowy z początku biznes przestaje „iść” (zwłaszcza, jeżeli zamiast inwestować liczy się tylko szybko rosnące na początku zyski, które z czasem zaczynają topnieć) i przychodzi taki moment, kiedy trzeba „spakować walizki” i się przebranżowić. Przenosząc tę opowieść na szerszy grunt dodajmy, że podobnie dzieje się z piekarzami, parasolnikami, sklepikarzami itd. - rynek nie jest w stanie zapewnić im wszystkim przestrzeni, więc sami się eliminują poprzez „naturalną selekcję” (przetrwają najsilniejsi).
Dlatego jeżeli w tym roku kolejnych 100, albo i 200 stacji „wyleci z interesu”, to znaczy, że taki ich los i nie ma co rozdzierać szat ani niepotrzebnie dramatyzować. Nie oznacza to, że branża (LPG czy paliwowa w ogóle) trzęsie się w posadach i wkrótce runie z łoskotem jak pomnik Marchlewskiego, ale tylko tyle, że następuje konsolidacja i usuwanie najsłabszych ogniw z sieci. Wiemy, że porażki są poczytniejsze niż sukcesy (a już na pewno bardziej, niż błogi zastój), ale prosimy nie robić z igły wideł i nie podnosić alarmu, kiedy nic niepokojącego się tak naprawdę nie dzieje. Dziękujemy.