Jak podaje za Gazetą Prawną portal cire.pl, płynny gaz ziemny ma szansę stać się popularnym paliwem dla transportu. Przemawiają za tym dwa argumenty: rychłe pojawienie się LNG w naszym kraju za pośrednictwem gazoportu w Świnoujściu i atrakcyjna cena. Czy uda się to, czego na razie nie dokonało CNG?
LNG jest póki co postrzegane jako „lek na całe zło” - ma uwolnić nas od kaprysów Rosji, która używa gazu jako narzędzia do dyscyplinowania niesfornych partnerów handlowych i wywierania wpływu politycznego, czyli innymi słowy do stawiania na swoim. Płynny metan (dostarczany z Kataru, który - o ironio! - może z kolei zaopatrywać się właśnie u Rosji) ma być w Polsce przywracany do stanu lotnego i wtłaczany do gazociągów, jednak nie w całości - pewna jego część może trafić na rynek jako paliwo samochodowe. Najbardziej prawdopodobnymi odbiorcami są przedsiębiorstwa komunikacji miejskiej, które również zainwestują we własne stacje tankowania.
Początkowe nakłady będą dość znaczne. Według danych Gazety Prawnej, na które powołuje się cire.pl, budowa pojedynczego obiektu kosztuje ok. 1,5 mln zł, natomiast autobusy na LNG kosztują o 15-20% więcej od swoich dieslowskich odpowiedników. Biorąc jednak pod uwagę znaczne dystanse pokonywane przez pojazdy transportu zbiorowego i długie okresy ich eksploatacji, możliwy jest nie tylko zwrot poniesionych wydatków, ale też znaczne oszczędności. W ciągu 5 miesięcy autobusy na płynny metan mają wyjechać na ulice Krakowa, potem także pojawią się w jednym z miast północnej Polski.
Jakie są szanse, że LNG odniesie sukces, skoro jego „mniej skondensowana” odmiana, CNG, pomimo wieloletniej obecności na rynku, cały czas jest w powijakach? Płynny gaz jest niezależny od sieci rurociągów, a budowa stacji może być prowadzona przez prywatne, niezależne od PGNiG firmy, którym będzie zależało na jak największym zysku, a więc zabiorą się do rozwijania infrastruktury znacznie sprawniej niż nasz gazowy monopolista. Poza tym, instalacje do tankowania powstaną na konkretne zamówienia zainteresowanych podmiotów, a zatem nie istnieje groźba popadnięcia w znane użytkownikom CNG błędne koło, w którym oni sami mówią: „Kupimy samochody, jak będą stacje”, a PGNiG odpowiada: „Najpierw kupcie samochody, a my wtedy zbudujemy stacje”.
Jest i kolejna korzyść. Jeżeli dostatecznie dużo firm przewozowych zdecyduje się zamienić olej napędowy na LNG, być może z czasem to ekologiczne paliwo stanie się dostępne także dla kierowców prywatnych. I niekoniecznie trzeba będzie mieć w samochodzie zbiornik kriogeniczny - wystarczy stacja z urządzeniem do gazyfikacji płynnego gazu tak, by skorzystać mógł każdy, kto jeździ autem na CNG. Na razie jednak to tylko nasze pobożne życzenia, a na faktyczny rozwój wydarzeń musimy jeszcze trochę poczekać. Na szczęście to już bliżej niż dalej.