Jak napisał Dziennik Gazeta Prawna, rosyjski gigant gazowy planuje stworzyć przecinające Europę korytarze, którymi będzie można podróżować wzdłuż i wszerz kontynentu z wykorzystaniem sprężonego gazu ziemnego. Dobra wiadomość jest taka, że mają one wszelkie szanse przebiegać przez terytorium naszego kraju. Czy dzięki temu polski rynek CNG nabierze wreszcie rozpędu?
Sieć stacji tankowania gazu ziemnego jaką mamy, każdy widzi. Albo właśnie nie widzi, bo trzeba porządnie wytężyć wzrok, by jakąś dostrzec. To się może niedługo zmienić dzięki naszemu potężnemu wschodniemu sąsiadowi, który zbudował dotąd 200 stacji CNG we własnej ojczyźnie i 240 za rubieżą. Dysponując budżetem rzędu 1,8 mld dolarów i widząc potencjał np. w Polsce i na Ukrainie, Gazprom mógłby, według DGP, wybudować na Starym Kontynencie nawet 6000 nowych obiektów. To się nazywa rozmach!
Gdzie konkretnie miałyby powstać stacje? Między Kaliningradem a Lizboną oraz między Moskwą i Berlinem, w regularnych odstępach wzdłuż tras międzynarodowych. Projekt poparła Europejska Komisja Gospodarcza ONZ, trwają także rozmowy na linii Moskwa - polskie Ministerstwo Gospodarki, które już wstępnie zapaliło zielone światło. Trzeba teraz ustalić, na jakich zasadach powstałyby w naszym kraju odcinki tzw. „błękitnych korytarzy”. Możliwe są dwa scenariusze: albo Rosjanie przeprowadzą całe przedsięwzięcie na własną rękę, albo przy udziale i współpracy PGNiG. Biorąc pod uwagę wypowiedź przedstawiciela rosyjskiego koncernu, bardziej prawdopodobna jest opcja druga.
Jak podaje gazeta, ani resort gospodarki, ani PGNiG nie ujawniają na razie szczegółów. Odpowiadają jedynie dość enigmatycznie, że trwają prace nad strategią rozwoju rynku CNG. Jeżeli jednak projekt dojdzie do skutku i rzeczywiście będzie zakrojony na tak szeroką skalę, być może polski rynek gazu ziemnego jako paliwa samochodowego wyjdzie wreszcie z zaklętego kręgu, w którym tkwi od lat. Potencjalni użytkownicy wstrzymują się z kupnem samochodów, ponieważ nie mają gdzie tankować, stacji zaś nie buduje się dlatego, że aut jest niewiele. Szacuje się, że 100-150 stacji (2-3 w każdym dużym mieście i po 1 co 100 km na trasach międzymiastowych) mogłoby „odczarować” Polskę i sektor ożywiłby się. Do Niemiec, gdzie jest ok. 900 obiektów sprzedających CNG i 600 tys. tankujących tam pojazdów, będziemy mieli tak czy inaczej daleko, ale dzięki błękitnym korytarzom Gazpromu dzieląca nas przepaść na pewno by się zmniejszyła. Czyżby odsiecz miała nadejść ze wschodu? Kto wie - wszak „tam musi być jakaś cywilizacja”.