Wszystkie samochody zostały zgłoszone przez jeden zespół, notabene ten sam co przed rokiem. Gazowy potentat z Chile, firma Gasco, przygotowała do startu w jednym z najtrudniejszych i najbardziej niebezpiecznych rajdów świata (w każdym razie od zakończenia Camel Trophy) trzy „zagazowane” Toyoty - jedną Prado (u nas znane jako Land Cruiser), z numerem 354 i dwa FJ Cruisery (351 i 401). W pewnym stopniu było to działanie promocyjne na własnym podwórku, ponieważ trasa Dakaru 2011 wiodła przez Argentynę i właśnie Chile. Tak czy inaczej, samochody spisały się co najmniej przyzwoicie i na pewno wzbudziły w teamie ochotę na więcej za rok. Ale po kolei.
Auta wyposażono tak, by spełniały surowe wymagania FIA dla pojazdów uczestniczących w tego rodzaju rozgrywkach, przede wszystkim w zakresie bezpieczeństwa. Wspawano więc rurowe klatki chroniące kierowców i pilotów na wypadek wywrotki, zamontowano systemy gaśnicze oraz atestowane, wielopunktowe pasy. Do tego oczywiście wzmocnione i usztywnione zawieszenie oraz osłony podwozia, dla zmniejszenia masy wykonane z włókna szklanego i węglowego. Tyle w kwestii obowiązkowych procedur, nas natomiast interesuje bardziej dodatkowy układ zasilania alternatywnym paliwem. Rajdowe Toyoty zachowały możliwość jazdy na benzynie, ale oczywiście celem było pokonanie jak największej części liczącej 9500 km trasy (w tym 5000 km odcinków specjalnych) na gazie ziemnym. Łączny zasięg po zatankowaniu do pełna obydwu paliw wynosił w każdej z terenówek 900 km.
Zmagania rozpoczęły się w Nowy Rok i potrwały do 16 stycznia. W tym czasie auta pokonały 13 morderczych etapów. Niektóre, w tym niestety jeden z FJ Cruiserów w barwach Gasco, musiały uznać wyższość skalistego terenu i skapitulować przed osiągnięciem mety - Toyota z numerem startowym 401 odpadła na 9. etapie z przyczyn technicznych. Na szczęście jednak dwa pozostałe pojazdy wygrały konfrontację z naturą i zameldowały się na finiszu. I to z klasą!
Samochód z numerem 354 (Prado), prowadzony przez załogę Jorge Latrach/Juan Pablo Latrach zakończył rywalizację na dobrym, 25. miejscu. Nie w kategorii aut o napędzie alternatywnym, ale w „generalce”! Po 10. ekipa była nawet o 2 lokaty wyżej, lecz niestety nie udało się obronić tej pozycji i ostatecznie zajęła minimalnie gorszą pozycję. Niewiele dalej, bo na miejscu 29. uplasowali się Fernando Leon i Alvaro Leon w FJ Cruiserze z numerem startowym 351. W tym wypadku, pomimo gorszego rezultatu niż ten osiągnięty przez kolegów, można śmiało mówić o sukcesie - FJ był w pewnym momencie (po 3 etapach) dopiero 122., ale od tamtego momentu systematycznie piął się w górę i na 12. odcinku osiągnął lokatę, którą utrzymał już do końca. Ignacio Casale i Nicolas Prohens w drugim FJ musieli w tym roku obejść się smakiem, ale już teraz życzymy więcej powodzenia w edycji 2012.
Jak na razie, team Gasco nie ma konkurencji w kategorii dakarowych rajdówek na sprężony gaz ziemny. Liczymy, że coraz solidniejsze osiągnięcia zespołu z Chile zachęcą innych do podążenia tą samą ścieżką. Nie można zresztą wykluczyć, że w pewnym momencie nie będzie już innego wyjścia. Dakar przeniósł się przecież do Ameryki Południowej ze względu na protesty ekologów, widzących bezpośrednie połączenie między samochodami rajdowymi a topniejącymi lodowcami na biegunie. Jeżeli i za Atlantykiem wzrośnie presja na ochronę środowiska, ratunkiem dla kolejnych wydań legendarnego Dakaru może być właśnie CNG. A poza tym, rywalizacja służy poziomowi emocji i choćby z tego powodu Chilijczycy powinni mieć z kim się mierzyć.